czwartek, 28 marca 2013

#27 Zayn

 I nagle wspomnienia zaatakowały moje serce jak szalone ogniki a każda szczęśliwa chwila powróciła i dostarczała mrowienia w opuszkach palców, zupełnie tak jak kiedyś. Znów go zobaczyłam. Stał tam.
"Złap mnie za rękę, to przecież nic strasznego! - krzyknęłam. - Nigdy w życiu, przecież wiesz jak nienawidzę wody! - zawołał spanikowany ale, jakby sam sobie przecząc, podał mi rękę. Zanurzyliśmy się po kolana. - Widzisz? Mówiłam że to fajne - powiedziałam widząc delikatny uśmiech na jego twarzy. - A wiesz ty co? Nawet mi się to podoba. Spójrz, muszelka! - krzyknął i jak małe dziecko zanurzył ręce w wodzie którą wiatr zwiewał na brzeg." Dotknęłam ręką kieszeni wytartych jeansów, w której rysował się delikatny kształt. Tak, to ta sama muszelka którą dostałam od Niego na plaży.
- Płaci pani czy nie?! - z zamyślenia wyrwał mnie krzyk kasjerki. Zdezorientowana wygrzebałam z torebki parę funtów i położyłam na ladzie. Jego już nie było w sklepie.
" - Nie, nie wyjdę. Wiesz, jakoś ostatnio pobolewa mnie gardło - skłamałam i przykrywając dłonią szyję mocno zakaszlałam żeby potwierdzić swoje słowa. - Z pewnością. Idziemy, złap mnie za rękę! - zawołał podekscytowany. A potem kazał śpiewać. Przed tłumem ludzi. Ale nie fanów na koncercie, o nie. Ot zwykłych gapiów w klubie karaoke. I zrobiłam to. Pierwszy raz bez drżenia głosu, bez planowania natychmiastowej ucieczki ze sceny. Bo on stał na widowni i wiedział że dam radę. -Dziękuję - szepnęłam ze łzami w oczach i pocałowałam go. - Ale ja nic nie zrobiłem, to tylko i wyłącznie twój talent. Czułem że sobie poradzisz - przytulił mnie mocno i czułam, że wypełnia go duma."
Złapałam paczkę ciastek i zapakowałam do torby. Dosunęłam zamek kurtki i wyszłam ze sklepu. Znów zaczął padać śnieg. Ruszyłam w stronę przystanku. Pociągnęłam nosem, jednocześnie próbując znaleźć chusteczki. Grypa. Który to już raz z kolei?
"- Mama przygotowała dla ciebie rosół i kazała mi cię pilnować. Podobno byłaś rano w sklepie po te ciastka z czekoladą?! Żabciu, w takim tempie nigdy nie wyzdrowiejesz! - zawołał stawiając na szafce nocnej tacę z jedzeniem i kładąc rękę na moim czole sprawdzając, czy przypadkiem nie mam gorączki. - To kruche ciastka z czekoladą i orzechami laskowymi, wiesz że nie mogę bez nich żyć! A grypa łapie mnie średnio trzy razy w miesiącu, więc jedno wyjście do sklepu i tak niczego nie zmieni - odpowiedziałam i kichnęłam. On położył się przy mnie. - Co robisz wariacie, będziesz chory! - krzyknęłam i zwaliłam go z łóżka. - Boże, twoja miłość tak boli.. - syknął z podłogi. Skoczyłam mu na plecy a chwilę potem w domu rozległ się wrzask, który był jednocześnie moim protestem przeciw łaskotaniu."
Do domu wróciłam na piechotę, autobus nie przyjechał. Cała przemoczona zatrzasnęłam drzwi. Na podłodze przed wejściem leżały oprószone śniegiem listy. Rozdarłam ten największy. "Z radością informujemy że została pani przyjęta do Szkoły Juliard'a..".
"Co zrobiłeś?! - krzyknęłam tak głośno że aż zatrzęsły się szyby w oknach. - Wysłałem w twoim imieniu wniosek o przyjęcie do Szkoły Juliarda - powiedział spokojny i opanowany. Wiedział że chociaż mam ochotę go zabić, jestem mu wdzięczna. -Oszalałeś?! Ostatnim razem z 2500 osób wybrali tylko 270! - zawołałam. No to teraz wybiorą 271, bo nie ma szans żeby cię odrzucili! - krzyknął, jakby myślał że gdy powie to głośniej, szybciej zrozumiem. Podbiegłam do niego, chcąc wymierzyć mu siarczysty policzek. Ale zatrzymałam rękę. Pocałowałam go. Zrobił to, czego tak cholernie się bałam i jednocześnie to, czego pragnęłam."
Jechałam autobusem do szkoły w kolejny, szary, mroźny, zimowy poranek. W uszach miałam słuchawki a obok siedział jakiś przygruby koleś z nadgryzioną kanapką w ręku. I nagle na sąsiednim pasie zatrzymał się samochód. Od razu go poznałam. Z miejsca obok kierowcy spojrzał na mnie uśmiechnięty chłopak. Spostrzegł mnie i jego uśmiech znikł jakby odjęty różdżką. Wydawało mi się że jego oczy zaszły łzami. A może tylko chciałam tak myśleć, bo sama czułam łzę spływającą po policzku? Chłopak kiwnął delikatnie głową, posyłając mi niepewny uśmiech. Odwzajemniłam go, chociaż czułam się jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł wrzącej wody. Zapaliło się czerwone światło i autobus ruszył równo z samochodem. Chwilę wodziliśmy za sobą wzrokiem przyklejeni do szyb naszych pojazdów, a gdy samochód skręcił w uliczkę, zamknęłam oczy. Chłopak odjechał. Chłopak który był mój, ale straciłam go bo wybrał sławę. Nigdy go za to nie obwinię, sama mówiłam mu że fani są najważniejsi. Ważniejsi ode mnie. I chociaż nie chciał odejść, przekonałam go. Myślałam że się odkocham. Ale znów go zobaczyłam, i ten dzień już nie był taki ponury jak parę minut wcześniej. Bo chociaż wróciły rozdzierające wspomnienia, razem z nimi nadeszły też te dobre, które są skarbem osadzonym na dnie mojego złamanego serca.

"

Ten imagin nie jest mój. Zapożyczyłam go z  http://everydayabnormal-1d.blogspot.com/ oczywiście za zgodą adminki :) Ja ze względów rodzinnych nie jestem w stanie nic dodać w tym tygodniu ;c / Natalia



2 komentarze:

  1. boskie to jest! a myślałam, ze zakończy się szczęśliwie XD

    OdpowiedzUsuń
  2. boskie to jest! a myślałam, ze zakończy się szczęśliwie XD

    OdpowiedzUsuń